Góreckie legendy - Zapadnięty kościół
Bucze - Zapadnięty kościół
Wstęp
Leśny dukt niemal na granicy Górek Wielkich i Pogórza na Śląsku Cieszyńskim prowadzi na szczyt niewielkiej góry, w rejonie którego znajdują się tejemnicze ślady sprzed wieków, a wśród miejscowych można usłyszeć przedziwne podanie o karze jaka spotkała ich przodków...
Góra ta to tak zwane Bucze (417 m.n.p.m.). Nazwa sugeruje, że dawniej gęsty bukowy las porastał jej łagodne zbocza. Dziś lasy pokrywają jedynie jego południowe i zachodnie stoki, natomiast po północnej stronie, obok istniejących od lat domostw Górczan, wyrosło duże osiedle domków "przyjezdnych". Ilu spośród znich zna upiorną legendę związaną ze wzgórzem?
Jak pisali Tomasz Jonderko i jego współpracownicy: >>W partii szczytowej góry Buczę, po lewej stronie ścieżki, możemy zobaczyć kilkumetrowej głębokości doły. Według legendy (upamiętnionej przez urodzonego w Górkach pisarza regionalnego Walentego Krząszcza w opowiadaniu „O zapadniętym kościele na Buczu") doły te powstały po zapadnięciu się starego kościoła. Była to kara dla mieszkańców za zabawy i tańce w dzień Wszystkich Świętych. Zachowując ciszę podczas wędrówki przez las na Buczu, można ponoć jeszcze dziś usłyszeć dźwięk dzwonu z zapadniętego kościoła<<.
Dziś las na Buczu zachęca do spacerów, wyznaczono tu staraniem Gróeckiego Klubu Przyrodniczego również dlatego ścierzkę przyrodniczą. "Trudno się tu zgubić, gdyż w którąkolwiek stronę byśmy poszli, po kilku minutach tak czy inaczej dojdziemy do zabudowań. A czy gdzieś głęboko pod ziemią znajduje się stary kościół? Któż to wie? Być może kiedyś jakiś przypadkowy przechodzień znów natknie się na wystający z mchu kawałek krzyża. Być może, przykładając ucho do ziemi, usłyszy odległy dźwięk dzwonów i przytłumiony śpiew. Jeśli tak się stanie, lepiej zostawić to miejsce w spokoju, tak jak życzyli sobie tego pokutujący mieszkańcy zapadniętego sioła..."
Poznajmy legendę o zapadniętym kościele, którą spisał przed wiekiem (w roku 1919) górczanin z urodzenia, wybitny cieszyński pisarz i nauczyciel Walenty Krząszcz (1886-1959).
Góra Bucze jest wyjątkowa, gdyż zbudowana jest z najstarszych w całych Karpatach skał osadowych, wapieni i łupków cieszyńskich, które powstały niemal 150 milionów lat temu (okres górnej jury i dolnej kredy, ściśle ok. 145-130 milionów lat temu). wyrobiska wapienia, wykorzystywane przez stulecia przez okolicznych mieszkańców. Z tym miejscem związana jest również legenda opowiadana przez miejscowych...
Oto jak wyglądała ta historia opublikowana 13 maja 1919 roku:
Wersja 4.: Współczesna, skrótowo zredagowana przez Monikę Foltyn-Kuberę
"Przed wieloma laty miał tutaj stać stary kościół, który w Dzień Wszystkich Świętych, w odpust górecki, kiedy był pełny ludźmi, po prostu… zapadł się pod ziemię wraz z całą wioską. Ludzie z czasem o tym zapomnieli, ale zdarzało się, że przechodzący przez las słyszeli głuchy, jakby przytłumiony dźwięk dzwonów spod ziemi. Przerażeni mieszkańcy omijali więc to miejsce szerokim łukiem. Jednego roku we Wszystkich Świętych do lasu po liście wybrała się młoda dziewczyna. Grabiąc liście nagle potknęła się o żelazny przedmiot. Odgarnęła trawę i przerażona ujrzała zardzewiały krzyż sterczący z ziemi. W tym momencie usłyszała bicie dzwonów, dźwięk organów i chór ludzkich głosów. Na wpół żywa ze strachu rzuciła wszystko i uciekła do wsi, gdzie opowiedziała co jej się przydarzyło.
W Górkach znaleźli się wreszcie dwaj śmiałkowie, którzy postanowili sprawdzić dziwne zjawiska na Buczu. Uzbrojeni w rydle i kilofy zeszli do wąwozu i zobaczyli krzyż o którym opowiadała dziewczyna. Zaczęli kopać i dokopali się do… kościoła. Weszli do środka i zobaczyli rzędy ławek, lustra, obrazy i organy. Nagle złowrogą ciszę przeciął dźwięk dzwonów, przygarbiona postać zapalała świece, a do kościoła zaczęli wchodzić ludzie. Mieli blade, wynędzniałe twarze i siedzieli nieruchomo. W kościele pojawił się też stary ksiądz i zaczął głosić kazanie. Mężczyźni usłyszeli, że kościół zapadł się pod ziemię przed pięcioma wiekami, ponieważ w dzień zaduszny ludzie cieszyli się i tańczyli. Kazanie zakończyło się wezwaniem: „Wara Wam od nas! Czekajcie, bo i na Was przyjdzie kolej!”. Góreckich śmiałków wyrzuciło na ziemię, wrócili do wioski, ale nikt ich nie mógł poznać – włosy im zbielały, a twarze poorane mieli zmarszczkami. Od tego czasu krzyża w wąwozie nikt nie widział…" za: Monika Foltyn-Kubera, Spacerem na Bucze. Odkrywając przyrodę i legendy, https://beskidzka24.pl/spacerem-na-bucze-odkrywajac-przyrode-i-legendy/
Wesja 3. Liryczna sprzed pół wieku, napisana przez Jóżefa Palowskiego:
Józef Palowski Buczańska tragedia
Górecka legenda o zapadniętym kościele na Buczu
- Bardzo dawno temu na Buczańskim Wzgórzu
- Ludek chrześcijański siołem się rozłożył.
- Kościół wybudował, aby w swej świątyni
- Zbierać się nabożnie, Bogu dzięki czynić.
- Świat puszczy wokoło odzywał się chórem,
- Złe duchy odpędzał, lud bronił drzew murem.
- Spokojnie tu żyli dość długo ludkowie,
- Lecz raz się coś stało. To legenda powie:
- Na dzień Wszystkich Świętych tu odpust przypadał,
- Co rok się nabożnie modliła gromada...
- Lecz część odstawała coraz bardziej bokiem,
- Tańcząc w Dzień Zaduszny, gardząc swoim Bogiem.
- Pan Bóg lud ostrzegał, upominał z góry,
- Ze się źle zakończą wrogie awantury.
- Lecz lud ignorował Stwórcy ostrzeżenia,
- Przykazania Jego na swój sposób zmieniał.
- Dlatego nadeszła zasłużona kara,
- O którą niewdzięcznym sam Bóg się postarał:
- Rozwarła się ziemia i do jej czeluści
- Zapadło się sioło a z nim również kościół.
- Ziemia je wchłonęła i żaden ślad blizny
- Nie był tu na ziemi po tym kataklizmie.
- Spokój zapanował, zamarło tu życie -
- Tylko las wyrastał na zamarłym szczycie.
- Po latach pod Buczem, gdzie ciek w rzekę wpada,
- Powstała skądinąd znów ludzka osada.
- Kościół Wszystkich Świętych wyrósł na wzniesieniu,
- Ze swoistą wieżą, ukrytą w drzew cieniu.
- Ludzie zgodnie żyli, spokojnie i cicho,
- Jakby nic innego przeżyć im nie przyszło.
- W tym czasie w przyrodzie jesień panowała
- I o mroźnej zimie wieś myślała cała.
- Więc młoda dziewczyna na szczyt Buczą poszła,
- By liścia nagrabić do rosłego kosza.
- Kosz ściółki się pełnił, kres pracy się zbliżał,
- Gdy grabiąc trąciła w żelazny czub krzyża.
- Przyklękła, chcąc sprawdzić, czy to krzyż na pewno.
- Wtedy usłyszała dzwonów dumkę rzewną,
- Co się dobywała z głębi wzgórza Buczą,
- Bo właśnie ktoś w ziemi dzwonami poruszał.
- Jakieś głosy chóru z szczelin przenikały
- I kwilący smutek z organów piszczałek.
- Dziewczę, strachem wzięte, grabiami rzuciło...
- Pędziło do wioski całą w nogach siłą...
- O strasznym przeżyciu mówiła w domostwach,
- Jaki ją los dziwny w to pohidnie spotkał
- Pod wieczór dwaj młodzi opuścili chaty,
- Zabrali na Buczę kilofy, łopaty.
- Stanęli przy krzyżu. Ujęli narzędzie,
- Rozdzierają ziemię! Co w jej łonie będzie?
- Dotarli do dużej miedzianej kopuły,
- Której pancerz lśniący kilofy rozpruły.
- Weszli dwaj śmiałkowie do ciemnej przestrzeni,
- Gdzie w blasku pochodni spiż dzwonów się mienił.
- Po wąziutkich schodach zeszli w głąb kościoła...
- Ławki puste stały, ołtarz patrzał z czoła.
- Wilgocią ziębiło, stęchlizną zawiało,
- Dreszcz przeszywał na wskroś owych śmiałków ciało.
- Poprzez uchylone żelazne podwoje
- Do wnętrza kościoła wkroczyli oboje.
- Podziwiali wystrój przecudny, bogaty,
- Złotem przyodziane balaskowe kraty.
- Z zachwytu i strachu mocno biło serce,
- Więc obaj śmiałkowie skryli się we wnęce.
- Wtem dzwony zabiły. Chłopina garbaty
- Zjawił się ubrany w kościelnego szaty.
- Pozapalał świece, zaś zewsząd postacie,
- Mocno wychudzone, w pogrzebowej szacie,
- Zajmowały ławy. A szczupły księżyna
- W omszonym ornacie modły rozpoczynał.
- Organy jęczały ludzkimi smutkami,
- Pieśniami pokuty, błagań modlitwami.
- Lecz słowa płynęły w jakiejś dziwnej mowie,
- Ze z trudem sens odgadł tu przybyły człowiek.
- Zamarły organy. Ksiądz wszedł na ambonę.
- Kazanie rozpoczął energicznym tonem.
- Ostrzegał poważnie kaznodziejskim słowem:
- „Dlaczego włazicie do świata podziemi,
- W którym sporo czasu już pokutujemy!”
- ... I przypomniał wszystkim dzień tragiczny sioła,
- I zapadniętego histonę kościoła.
- - „Nie przychodźcie tutaj!” - dodał z oburzeniem -
- „Przyjdzie kolej na was, na ciekawskie plemię!
- Kiedyś się w podziemiach tu z nami znajdziecie!
- Prosimy o spokój! - Zrozumcie to przecie!”
- Nagle mocny wybuch dziwną rzecz uczynił,
- Ze dwoje intruzów zniknęło z świątyni.
- Obaj się dziwili, skąd się wzięła siła,
- Co ich na szczyt Buczą w nocy wyrzuciła.
- Na jego murawie leżeli śmiałkowie
- Z twarzą pomarszczoną, z siwizną na głowie!
- Tak do wsi wracali. Było późne rano,
- Mijali sąsiadów, lecz ich nie poznano.
- Ba! nawet najbliżsi nie mogli od razu
- Rozpoznać swych braci z ich twarzy wyrazu.
- Wyjawili wszystko, co przeżyli w nocy,
- Gdy ich koszmar strachu i grozy zaskoczył.
- Wieść się rozszerzyła o dziwnej przygodzie...
- Do chat śmiałków wchodził nie jeden przechodzeń,
- Bo ludzie ciekawi chcieli wiedzieć wiele
- O tym zapadniętym na Buczu kościele,
- Który jeszcze głębiej zapadł się w wąwozie,
- Już bez śladu krzyża - z woli ręki Bożej!
- Strumyk szemrze tutaj, las do snu kołysze...
- Wokół roztaczają tajemniczą ciszę!...
Na podstawie zapisu ludowego góreckiego pisarza Walentego Krząszcza opracował Józef Palowski Górki Wielkie, 26 maja 1980 r. Źródło: WZB nr 3(5) z marzec 2008 r.; tam też ciekawe opowieści o cmentarzu góreckim.
Wersja 2.: krótsza, opracowana na podstawie tekstu Palowskiego, (autor: Dagmara Oleksy?, 2011)
Ukarana bezbożność. O zapadniętym kościele na Buczu
Data publikacji: 02.09.2011: „Ukarana bezbożność. O zapadniętym kościele na Buczu”
>>Dawno temu na Buczu wybudowano okazały wioskowy kościół. Okoliczny lud schodził się ochotnie na msze i nabożeństwa, prosząc Boga o błogosławieństwo i obfite plony, dziękując za bogate zbiory, polecając wszelkie osobiste intencje. Kościół górował nad wioską dumną ze swojej świątyni. Lecz jak to często w życiu bywa, lepsze czasy i dobrobyt sprawiły, że parafianie zaczęli odsuwać się od praktyk religijnych. Doszło nawet do tego, że w Dzień Zaduszny wieśniacy zamiast o modlitwach za zmarłych myśleli raczej o potańcówkach i zabawie. Na nic zdawały się dyskretne znaki, które Stwórca dawał swojemu ludowi – a to grad poobijał plony, a to ziemniaki zostały porażone nieznaną chorobą, a to krowy nie chciały dawać mleka. Upływały miesiące i lata, a lud coraz częściej krytykował przykazania, wręcz się z nich naigrywał. Wreszcie wyczerpała się Boża cierpliwość i na wioskę spadła straszna, ale zasłużona kara. Otwarła się ogromna otchłań i ze straszliwym hukiem kościół wraz z całym siołem zapadł się w czeluście. Wszystko trwało mgnienie oka i już po chwili na ziemi nie pozostał żaden ślad dramatu. Próżno byłoby szukać najmniejszego nawet zagłębienia. Jedynie bukowy las szumiał jakoś złowrogo.
Minęło wiele lat i jak wiatr przegania ciemne chmury, tak rozwiała się pamięć o kościele i mieszkańcach Bucza. W dolince zbudowano osadę, zaorano ugory, obsiano je zbożem, krowy wyszły na pastwiska i niby rozwijające się wiosną pąki życie z wolna zaczęło wracać na te tereny. Niedaleko rzeki, na niewielkim wzniesieniu, w lipowym zagajniku wybudowano nowy kościół. Lud żył spokojnie i zgodnie, nieświadom tragedii, która rozegrała się tu przed wiekami.
Przyszła jesień. Szare, ciężkie i wilgotne mgły coraz częściej oplatały okoliczne wzgórza. Słońce przez wiele dni nie potrafiło przebić się przez nisko wiszące chmury. Wiele znaków w przyrodzie wskazywało, że zima będzie sroga i długa, więc kto żyw przygotowywał zapasy drewna i wszelkich możliwych produktów. Pewnego dnia młoda dziewczyna zapuściła się na Bucze, by nagrabić suchych liści na podściółkę. Gdy praca była prawie skończona i zgarniała ostatnią stertę liści, usłyszała, że grabie zahaczyły o coś metalowego. Przyklękła, rozgarnęła liście i ku swemu zdumieniu ujrzała wystający z podłoża wierzchołek krzyża. Z wnętrza ziemi zaś dał się słyszeć przytłumiony odgłos dzwonów i chór głosów.
Przerażona dziewczyna pędem wróciła do wioski i opowiedziała sąsiadom o całym zdarzeniu. Ludzie z początku nie chcieli jej wierzyć, sądząc, że dziewczęciu coś się przesłyszało. Jednak pod wieczór dwóch młodzieńców trawionych ciekawością postanowiło przekonać się, czy opowieść jest prawdziwa. Nie bez trudu, ale w końcu odnaleźli krzyż przysypany liśćmi. Łopatami zabranymi z wioski zaczęli rozkopywać ziemię. Po niedługim czasie ich oczom ukazał się wierzch miedzianej kopuły kościoła. Uderzeniami kilofa rozpruli blachę i ujrzeli czarną otchłań wnętrza kościelnej wieży. Z zapalonymi pochodniami spuścili się do otworu, przeszli obok nieruchomych dzwonów i po schodkach zeszli do nawy świątyni. Było tu wilgotno i strasznie. Niby pusto, a jednak młodzieńcy mieli wrażenie, że nie są sami.
Nagle zabiły dzwony. Gdzieś w bocznych drzwiach ukazał się garbaty człowiek ubrany w szaty kościelnego i, nie zważając na nikogo, zaczął zapalać świece. Po chwili ze ścian zaczęli wychodzić ludzie, przerażająco bladzi, ubrani na czarno. Gdy zasiedli w ławkach, zjawił się wychudzony ksiądz w zbutwiałym ornacie. Rozpoczęło się nabożeństwo. Ksiądz odmawiał modlitwy, lud przy jęczącym dźwięku organów śpiewał jakąś pokutną pieśń w dziwnym języku, którego śmiałkowie żadnym sposobem nie mogli zrozumieć. Zresztą byli tak przerażeni, że nie potrafili wykonać najmniejszego ruchu. Kiedy przyszedł czas kazania, ksiądz wszedł na ambonę, skierował puste spojrzenie na młodzieńców i donośnym, choć nienaturalnie brzmiącym głosem przemówił: „Dlaczego weszliście do naszego świata? Dlaczego zakłócacie nam spokój? My tu od wieków pokutujemy za nasze okropne występki”. I opowiedział historię sioła i kościoła. Na końcu głosem pełnym złości znów zwrócił się wprost do przybyłych: „Nie ważcie się tu więcej zaglądać! Bo przyjdzie i na was kiedyś kolej, ciekawskie plemię! Prosimy, dajcie nam spokój!”
Nagle wszystko zawirowało, zadrżało i jakaś ogromna nieludzka siła wyrzuciła intruzów ze świątyni z powrotem na szczyt Bucza. Kościół zapadł się jeszcze głębiej i ziemia zamknęła się nad nim. Śmiałkowie jak sparaliżowani, posiwiali ze strachu leżeli jeszcze jakiś czas na mchu. Dopiero gdy zaczęło świtać, popędzili do wsi. Mijali sąsiadów, lecz nikt ich nie rozpoznał. Nawet najbliżsi nie wiedzieli, z kim mają do czynienia. Dopiero po jakimś czasie rozpoznali w nich chłopców, którzy poprzedniego wieczoru postanowili pójść na Bucze. Młodzieńcy niezwłocznie opowiedzieli o tym, co ich spotkało w lesie. Wieść o zapadniętym kościele rozeszła się po okolicy lotem błyskawicy. Ludzie żegnali się, słysząc tę straszną historię. Surowo przykazywali dzieciom, by za żadne skarby świata nie chodziły do bukowego lasu. A niejeden grzesznik nawrócił się na drogę prawości.<<.
Źródło:
Walenty Krząszcz, Księga życia. Dzieła wybrane, Międzyrzecze 2010.
za: http://www.mapakultury.pl/art,pl,mapa-kultury,100811.html ; https://wobroniewiaryitradycji.wordpress.com/2019/10/31/sw-o-pio-a-dusze-czysccowe/
Wersja nr 1: fabularyzowana z 1919 roku?
"Legenda o zapadniętym kościele na Buczu" spisana przez Walentego Krząszcza
* spisana najpewniej między 1920 a 1950 rokiem, o czym świadczą sformułowania: "ludek (...) sprawiedliwie polski, "Żebrzydka"
"Idącemu droga od Skoczowa ku Górkom, doliną Brennicy, przedstawia się nader malownicza okolica. Tam hen marzą w mglistym błękicie góry Beskidy, po prawicy szumi w gęstej olszynie Brennicy, w lewo zaś wznosi się pokaźny pagórek – Bucze – uwieńczony na szczycie lasem jodłowym.
Wejdźmy na jego szczyt. Cudowny roztacza się widok! Wkoło spokojne wioski, szare chaty, kościółki, wzgórza, lasy, stawy – wszystko to w ciszy ukojone, marzące w blasku słonecznym.
A tam w sinej dali, wzdłuż północno-zachodniego widnokręgu, unosi się nad licznymi, ledwo widzialnymi, jak czarne kreski na tle niebios się odrzynającymi kominami długa smuga rdzawego dymu, znacząca rewiry kopalń, przemysłu, okolice pełne ruchu, łoskotu, życia; lecz to wszystko bardzo daleko, a tu, wokoło, tylko błoga, urocza okolica rolnicza, spokój niezmącony, ludek skromny, miły, uprzejmy, – bo sprawiedliwie polski.
Dziś szumi na Buczu las, mruczą w jego kotlinkach strumyki, zahuczy niekiedy sowa, zastuka dzięcioł, ale kiedyś, przed sześciuset laty, wznosił się tutaj wspaniały kościół, otoczony szeregiem chat i dworków wiejskich.
W dzień Wszystkich Świętych, w odpust górecki, kiedy był aż po same brzegi ludem napełniony, zapadł się wraz z całą wioską ziemię. Lud o nim zapomniał, lasy pokryły całe Bucze, a pod Żebrzydką wybudowali Górczanie inny dom Boży, teraźniejszy kościółek parafialny. Tylko baśń głosiła o nim, lub też starcy wspominali go niekiedy. Zdarzało się często, że ktoś przechodził w południe albo wieczorem przez Bucze, słyszał głuchy, przytłumiony dźwięk dzwonu z pod ziemi się wydobywający. Ludzie się wtedy trwożnie żegnali i śpiesznie dalej zdążali.
Będzie temu z osiemdziesiąt lat, kiedy pewna dziewka wybrała się w dzień Wszystkich Świętych z koszem na Bucze liście grabić. Zeszła w zapadły wąwóz i poczęła grabić, gdy wtem potknęła się o jakiś twardy, jakby żelazny, przedmiot. Rozgarnęła w tem miejscu trawę i ujrzała z niemałem zdumieniem żelazny, zardzewiały krzyż, sterczący z ziemi. Równocześnie usłyszała bicie dzwonów, słaby, drżący odgłos organów, zmieszany z uroczystym chórem ludzkim. Przeraziła się bardzo, rzuciła kosz i grabie i nawpół martwa zbiegła z Bucza do wsi, opowiadając z przerażeniem, co na Buczu słyszała. Ludzie, którzy właśnie z odpustu góreckiego do domu zdążali, poczęli dziewkę łajać, że się w takie święto wybrała liście grabić. Rozmawiali też o tym, z trwogą spoglądając ku Buczu.
Znaleźli się jednakże dwaj śmiałcy – Jura [z] Pagielów i Francek [z] Drozdów – którzy się umówili miejsce to dokładnie zbadać. Nie zdradzając swych zamiarów, poszli wieczorem na Bucze, wziąwszy z sobą rydle, krampocz i smolne pochodnie. Weszli w wąwóz, przez dziewkę oznaczony i ujrzeli rzeczywiście sterczący krzyż z ziemi. Przeżegnali się, zmówili pacierz i poczęli około krzyża ziemię wyrywać. Niedługo okazała się pod krzyżem bania, miedzią kryta, a kiedy wyłamali w niej otwór, zobaczyli niej mały dzwonek, konajączek. Nie namyślając się długo, zapalili pochodnię i weszli przez otwór w banię. Uczuli pod nogami wąskie schody, poczęli zatem coraz niżej schodzić. Wkrótce weszli między wielkie spiżowe dzwony; Pagiela uderzył zlekka młotem o najwyższy dzwon, który wydał słaby, jakby senny, lecz śliczny dźwięk. Spuszczali się powoli coraz głębiej po schodach w dół, aż nareszcie stanęli przed podwojami żelaznymi. Odchylili je i weszli do wnętrza kościoła zapadniętego. W krwawym blasku palących się pochodni zobaczyli ławki, rzędem ustawione, w dziwnym, staromodnym stylu wyrzeźbione, ze sklepienia zwieszały się błyszczące lustry, na ścianach widniały w starożytnych ramach obrazy, a na chórze mieniły się „piszczele” organów. Jakiś chłodny, grobowy, wilgocią przenikliwy zaduch owiał ich, a złowroga cisza zalegała wokoło, aż im w uszach „dźwięczało”. Poszli kilka kroków wgłąb i stanęli przed wielkim obrazem, przedstawiającym Wszystkich Świętych.
Kiedy się jeszcze oglądali i z wielkiego zdziwienia prawie oniemieli, odezwały się nad nimi z wieży - dzwony. Przelękli się okropnie i skoczyli w jakiś ciemny kąt. Ktoś zakołatał drzwiami od kruchty. Zgasili pochodnię, czekając z bijącym sercem, co dalej będzie. Tego byli pewni, że ich ostatnia godzina wybiła. Z kruchty wyszedł jakiś przygarbiony, siwowłosy mężczyzna i pozapalał świece na ołtarzach i lustrach. Wnet się też otwarły podwoje na oścież i do wnętrza poczęły wpływać tłumy milczących ludzi. Wkrótce były wszystkie ławki zajęte, a nawet na chórze ukazały się ludzkie postacie. O ile nasi dwaj Górczanie ze strachu zdołali jeszcze cos widzieć, zauważyli, że ludzie ci wszyscy mieli twarze trupio-blade, wynędzniałe, ponure i groźne. Siedzieli nieruchomo, z oczyma w ołtarz utkwionymi. Niekiedy jakiś ciężki, głuchy jęk przeleciał z głębi, to znów jakieś dziecko zakwiliło, poza tem jednak straszna cisza.
Wtem pojawił się na ambonie ksiądz, wysoki, chudy starzec bolesnym wyrazem twarzy, z dużymi okularami na wyblakłych oczach. Pochylił się nad ludem i począł coś mówić, jednostajnym, drżącym, ponurym głosem. Mówił jakimś niezrozumiałym językiem, przedstawiał coś przenikliwie, krzyżował ręce na piersiach, to znów składał dłonie, jakby do gorącej modlitwy, lub też zasłaniał oczy; głos jego stawał się po chwili coraz potężniejszy, groźniejszy, a wreszcie, rzuciwszy ramiona w górę, niby jaki złowieszczy prorok, począł wołać, błagać, lamentować. A lud w ławkach odpowiadał głuchym jękiem i szlochaniem.
Teraz i nasi dwaj śmiałkowie poczęli rozumować słowa kapłana. Mówił donośnym głosem: „Pięć wieków cierpimy tutaj, pokutujemy, bośmy zgrzeszyli przeciw Bogu, ciesząc się i tańcząc wieczorem w dzień Wszystkich Świętych, kiedy dusze zmarłe błagały nas o ratunek. Bóg sprawiedliwy ukarał nas, bo otóż, kiedyśmy po rozpustnej zabawie wrócili do kościoła, odmawiać z przyzwyczajenia modlitwy za zmarłych, zapadł się kościół ze wszystkimi. O, błagajmy Boga, prośmy go, aby w swym miłosierdziu skrócił naszą pokutę”.
Ledwo słowa te wypowiedział, zahuczały organy majestatycznym głosem, poczęły bić dzwony, a lud zaintonował jakąś bezbrzeżnie smutną, za serce szarpiącą pieśń błagalną. I zawiał jakiś szalony wicher, wstrząsając całym kościołem, głusząc ludzi i tony organów. Powstała rażąca jasność, jakby od błyskawic i huknęły grzmoty. Uczuł teraz Pagiela z Drozdem, jak ich jakiś huragan z miejsca zerwał i w ciemności rzucił. W tym szalonym locie ledwie jeszcze dosłyszeli gniewne słowa kapłana: „Wara wam od nas! Czekajcie, bo i na was kolej przyjdzie”!
Kiedy się ocknęli i przytomność odzyskali, ujrzeli się w ciemnym lesie. Rozglądali się i zmiarkowali, iż znajdują się w Buczu, nad wąwozem, w którym krzyż byli odkryli. Cisza panowała wokoło, tylko las szumiał nad ich głowami, a gwiaździste niebo słało mdłe światło. Tu i ówdzie widzieli łunę nad cmentarzami, boć to właśnie wszędzie rozpalili świece nad grobami.
Powstali z ziemi i wracali chwiejnym krokiem do wsi. Po drodze wstąpili do gospody. Nikt ich jednak poznać nie mógł, bo włosy ich były jak mleko zbielałe, a twarze głębokimi bruzdami zorane. Tak ich bowiem lęk i strach zmienił.
Nie żyli długo, bo jakoś w miesiąc umarli obaj równocześnie. Dopiero w godzinie przed śmiercią odzyskali mowę, którą byli po owem zdarzeniu zupełnie postradali i opowiedzieli ludziom, co ich spotkało.
Od tego czasu już nikt krzyża w wąwozie owym nie widział. Snać zapadł się kościół jeszcze niżej.
Dziś szemrze na Buczu las swoje ciche, smętne pieśni o dalekiej przyszłości, o dawnej, zgasłej wspaniałości zapadniętej wsi; ludzie podchodzą tedy obojętnie i mało który wspomni o tym, co się tutaj przed wiekami stało".
za: https://www.geocaching.com/geocache/GC3R9XR_gora-bucze?guid=0bbc0f4c-db6e-4b9f-9e0a-b7b1dd1c243az tej wersji korzystał m.in. Głos Ziemi Cieszyńskiej, pisząc (zmieniono chyba jedynie nieznacznie poszczególne słowa, np. zapis nazwy Zebrzydka):
>>Zapadły kościół na BuczuLegendę tę chętnie przypominały czytelnikom dawne kalendarze i prasa śląska. Inne podanie odnotował pochodzący z Górek Wielkich nauczyciel i pisarz Walenty Krząszcz. Rzecz działa się na Buczu, gdzie dziś
„szumi las i mruczą strumyki, a kiedyś wznosiła się wspaniała świątynia otoczona szeregiem chat i wiejskich dworków. Niestety w dzień Wszystkich Świętych, kiedy kościół był wypełniony wiernymi, zapadł się wraz z całą wioską pod ziemię. Lud o nim z czasem zapomniał, lasy pokryły cale Bucze, a pod Zebrzydką wybudowali Górczanie inny dom Boży, teraźniejszy kościółek parafialny. Tylko baśń głosiła o nim, lub też starcy wspominali go niekiedy. Zdarzało się często, że gdy ktoś przechodził w południe albo wieczorem przez Bucze, usłyszał głuchy, przytłumiony dźwięk dzwonu spod ziemi się wydobywający. Ludzie się wtedy trwożnie żegnali i śpiesznie dalej zdążali” – zanotował Walenty Krząszcz snując opowieść dalej:
„Będzie temu osiemdziesiąt lat, kiedy pewna dziewka wybrała się w dzień Wszystkich Świętych z koszem na Bucze liście grabić. Zeszła w zapadły wąwóz i poczęła grabić, gdy wtem potknęła się o jakiś twardy, jakby żelazny przedmiot. Rozgarnęła w tym miejscu trawę i ujrzała z niemałym zdumieniem żelazny, zardzewiały krzyż, sterczący z ziemi. Równocześnie usłyszała bicie dzwonów, słaby, drżący odgłos organów, zmieszany z uroczystym chórem ludzkim. Przeraziła się bardzo, rzuciła kosz i grabie i na wpół martwa zbiegła z Bucza do wsi, opowiadając z przerażeniem, co na Buczu słyszała. Ludzie, którzy właśnie z odpustu góreckiego do domu zdążali, poczęli dziewkę łajać, że się w takie święto wybrała liście grabić. Rozmawiali też dużo o tym, z trwogą spoglądając ku Buczu”.
Co wydarzyło później (a działo się sporo) dowiedzą się wszyscy ci, którzy sięgną po opowiadanie Walentego Krząszcza „O zapadniętym kościele na Buczu”. Co ciekawe, patronami parafii w Górkach Wielkich faktycznie są wszyscy święci. Należy też ona do najstarszych na Śląsku Cieszyńskim. Może więc w podaniu „O zapadniętym kościele na Buczu” kryje się ziarno prawdy?<< https://beskidzka24.pl/najsmutniejszy-dzien-roku/
,,Legenda o kościele na Buczu” – chronologia opowieści:
- Górki Wielkie są starą wsią, sam kościół ma ok. 500 lat, zaś sama wioska przeszło 250 lat więcej (wiemy iż już ok. 1300 roku była duża i stara...)
- Pamięć o tym, że jest stara i ma również jakąś mroczną historię żyje wśród mieszkańców
- Wśród starych ludzi, między wierszami od czasu do czasu wybrzmiewają echa strasznej tragedii sprzed wieków...
- Pomruk góry... od czasu do czasu słychać niepokojące dzwięki z wnętrza Bucza...
- Historia ta miała wydarzyć się przed ok. 150 laty. W dniu 1. XI, (ok roku pańskiego 1870 dokładnej daty rocznej nie znamy, ale z całą pewnością II połowa XIX wieku...)
- Jest dzień Wszystkich Świętych, dziś wielkie święto- odpust, ale mieszkańcy krzątają się jeszcze wokół swoich gospodarskich obowiązków
- Jedna z dziewczyn z wioski grabi liście dla zwierząt na szczycie Bucza.
- Wtem odkrywa w ziemi wieżchołek krzyża, słychać dzwięk dzwonów... dziewczyna ucieka ze strachem...
- Wśród mieszkańców niesie się wieść o odkryciu...
- Rusza wyprawa dwóch śmiałków, by przekonać się, czy to prawda
- Młodzieńcy szukają zapadniętego kościoła i odkopują banię/dach jego wieży...
- Schodzą w dół, do nawy kościelnej, gdzie rozpoczyna się "upiorna" liturgia...
- Są świadkami świadectwa "potępionych":
- kilkaset lat wcześniej stanął stary kościoła na Buczu.
- ludzie we wsi żyli błogo i szczęśliwie
- Wszystko zmieniło się jednego dnia...
- Pięć stuleci czekają, aż ich kara przeminie...
- Wygodne i konformistyczne życie mieszkańców, sprowadziło na nich karę
- Boskie ostrzeżenia zostały zignorowane
- spadła nań kara za bezbożne życie szalę goryczy przelano w dniu Wszystkich Świętych.
- Gdy kościół się zapełnił, zapadł pod ziemię kościoła wraz z mieszkańcami wsi.
- "W dzień Wszystkich Świętych, w odpust górecki, kiedy był aż po same brzegi ludem napełniony, zapadł się wraz z całą wioską ziemię. Lud o nim zapomniał"
- I was dosięgnie kara! Odejćcie - grzmi kapłan.
- zostają ostrzeżeni i przepędzeni.
- "Potężna siła" kończy spektakl, śmiałkowie zostająwyrzuceni na powierzchnię,
- Ziemia i kościół zapada się głębiej...
- Świadkowie przemienieni, nikt ich nie poznaje...
- wstępują do karczmy, ale nie umią z nikim sie porozumieć
- umierają oboje miesiąc później, dopiero w ostatniej godzinie odzyskują mowę, by
- Opowieści chłopców o zapadniętym kościele na Buczu.
- Przerażenie mieszkańców, którzy zakazują wchodzenia na Bucze.
- Nawrócenie się jawnogrzeszników...
inne ciekawe linki:
- https://eksploratorzy.com.pl/viewtopic.php?f=76&t=25110
- ślady, wały ziemne
- https://www.fantastyka.pl/opowiadania/pokaz/27967 ; https://www.opowi.pl/bucze-futurystycznie-a74004/
- "Bucze futurystycznie"
- luźne rozmyślania ; "o energii miejsca", o Buczu.
- https://straszne-historie.pl/story/14119-Na-Buczu
- https://pedagogika-specjalna.edu.pl/pozostale-materialy/szkola-podstawowa/konkurs-legendy-slaska-cieszynskiego/
"Jak Klepek trzimoł te gospodę i jak była jako muzyka, to dycki cosi chłopom kaboty i galaty, a babóm suknie i fortuchy pos- trzigło. Dłógo żodyn nie wiedzioł gdo to robi. Na kierchowie przi bramce po prawej stronie był pochowany niejaki Strzigoń. Ludzie pozorowali czy on to nie chodzi strzic. Na jednej wiesielowej zabawie sztyrzo pachołcy sie zmówili, że bydą wachować. Wysz i na wieże, gdzie jest okno z widokém na bramkę. Siedzą tak i wa- chują przi księżycu. Kole 11-tej godziny otwiero sie grób i wy-chodzi z niego Strzigoń w koszuli. Sewlyk ją ze siebie, pochyną na grób i leci ku gospodzie. Pachołcy slyźli z wieże, wziyli koszu e i wrócili zaś nazoć. Czakają. O piérszej po północy wraco ten som Strzigoń, szuka koszuli. Podziwoł sie na wieże i woło:
- Dej mi te koszule! - Pachołcy nic. Woło po drugi i po trzeci. Ci dali sie nie odezwali. Wtedy Strzigoń wyskoczył ku temu oknu do góry, że aż kąsek muru odleciało. Pachołcy mu koszule schynyli i zadzwonili. Rano odkopali grób, a w trówle leżoł chłop do góry plecami. Na plecach mioł nożyce wrośnięte w ciało. Ucięli mu głowę i włożyli między nogi. Zakopali grób i prziwalm kamieniem. Od tego czasu przestało sie strziganie w czasie zabaw w gospodzie".
O Janie Brodzie:
- https://kc-cieszyn.pl/rechtor-z-gorek-wielkich-i-wielki-przyjaciel-ksiazki-jan-broda-i-jego-spuscizna-w-zbiorach-ksiaznicy-cieszynskiej/
- https://wiadomosci.ox.pl/o-janie-brodzie-bibliofilu-i-badaczu-folkloru-cieszynskiego-w-ksiaznicy,73986
- https://gloswielkopolski.pl/jan-broda-dokladnie-opisal-wszystko-co-widzial-i-slyszal/ar/3825525
- https://glos.live/Kultura/d/guty_ocalone_od_zapomnienia_parafia_ewangelicka_wydala_kronike_jana_brody_publikacje_wsparl_kongres_polakow/
Komentarze
Prześlij komentarz