Zagadka losów Janka Gaszczyka
Prezentujemy dwa artykuły, z cyklu pt. Zagadka losów Janka Gaszczyka.
Cz. I.: Pytania, dzięsiątki pytań...
Cz. II: W poszukiwaniu odpowiedzi.
Cz. I.: Zagadka losów Janka Gaszczyka. Pytania, dzięsiątki pytań...
Wakacje, sezon urlopowy, może nawet ogórkowy. Gdy nagle odbieram telefon. Do szarego obywatela, jakim jestem ja, dzwoni sam Wójt Gminy Brenna. To dosyć niecodzienna sytuacja postawiła mnie na nogi. Chwile potem moje serce łopocze jeszcze bardziej, gdy dowiaduję się o tym co sprawiło, iż zwrócił się do mnie w tej sprawie... Otóż Gmina została poinformowana o jakąś dziwnej historii, której podobno bez mojego udziału nie da się łatwo rozwikłać. Jakiś czas wcześniej, latem 2021 roku do Urzędu Gminy przyszedł nieznany informator z wieścią, iż “jacyś Niemcy” poszukują w Brennej krewnych więźnia obozu zagłady... Dlaczego? Podobno w Niemczech odnaleziono po nim unikatową pamiątkę, którą przedstawiciele niemieckiej organizacji chcieliby przekazać rodzinie... Nie jedna osoba słysząc to drapała by się w głowę, myśląc... po 80 latach kogoś w Niemczech tknęło sumienie i chce uczynić zadość zbrodni przed wieku? Czemu odzywają się akurat teraz? Czy jest możliwe, że po tylu latach uda im się odszukać bliskich tejże osoby? Mialiśmy się o tym przekonać wkrótce osobiście...
Od razu zabrałem się do "rozszyfrowywania" zagadek związanych z tą sprawą. Zadanie wydawało się nie tak znowu skomplikowane. Należało tylko (i aż!), dotrzeć do źródła informacji, dowiedzieć się jacy Niemcy i jakiej rodziny szukają (po drodze zbierając dane o wspomnianym więźniu...). Ten ostatni punkt, chociaż dla "zwykłego śmiertelnika" byłby zabójczy, to akurat dla mnie nie wydawał się trudny. Ostatnie dziesięć lat poświęciłem bowiem na budowie bazy danych obejmującej kilka tysięcy mieszkańców Brennej i Górek, żyjących na początku XX wieku, obejmujjącą ich adresy, koneksje rodzinne etc. Pewnie będę więc w stanie pomóc władzom Gminy Brenna i Niemcom w tej sprawie... Intyrygowało mnie jednak bardziej coś innego...
W rozmowie z Wójtem, już od pierwszych jej chwil zelektryfikowało mnie samo nazwisko więźnia, którego losy miały być punktem wyjścia historii - Gaszczyk Jan. To nie może być przypadek?! Przecież znam tego bohatera, to jeden z zagininych "brenneńskich Prometeuszy", jak ich nazwałem. Grupki spóźnionych romantyków i pozytywistów w jednym, którzy niczym znany nam z mitologii greckiej Prometeusz, poświęcili najlepsze lata życia niosący kaganek oświaty pod góralskie strzechy... To przecież jeden z ostatnich gospodarzy Domu Katolicko-Ludowego, czyli naszej "Przytulii", który ratował jej skarby w 1939 roku i tworzył podstawy ruchu oporu przeci Niemcom, który pod koniec wojny przepadł, jak kamień w wodę.... Czy to może być ten Jan Gaszczyk, na tropie którego od blisko dziesięciu lat jestem, a którego życiorys, dla mnie, a tym bardziej dla wszystkich innych mieszkańców Brennej jest jedną wielką tajemnicą?
Wystarczyło wykonać jeden telefon, by rozwiać wszelkie wątpliwości. Wójt powiedział, że, wedle słów informatora, powinienem kontaktować się w tej sprawie z Ośrodkiem Kultury w Żorach. Tam pracować ma Pani Ela Koczar, która wie więcej w tej sprawie. Bez wahania dzwonię. Połączony z Panią Koczar słucham z zapartym tchem tego co ma mi do powiedzenia... Łapię łapczywie każde jej słowo: "Wiezień z Brennej". "Zachował się po nim zegarek"! "Niemcy chcą go przekazać do Polski..." Z każdym zdaniem Pani Eli wchodzę w coraz to głębszy stan euforycznego uniesienia... Co Pani wie o tym bohaterze: "NIewiele: Janek Gaszczyk, urodzony w 1911 roku..." Myślę, myślę starając się skalkulować, czy to na pewno możliwe?! Miliony neuronów zderzają strzępki wspomnień z przeszłości, by w mojej pamięci otworzyć właściwą szufladkę... Tak! Gaszczyków w Brennej nie jest sużo, to wszystko bliska rodzina, zresztą znajoma! Janków nie mogło być tam więcej niż dwóch w początku XX wieku... I data narodzin też powinna się zgadzać! A więc Tak, tak i tak! To "mój" Janek Gaszczyk, którego tyle lat bezowocnie szukałem... Jak to możliwe?! Janek odszukał mnie po tylu latach, by pomóc rozwikłać zagadkę swojego życia i śmierci!?
Powrót do śledztwa sprzed lat
W ten sposób powróciłem do historycznego śledztwa, które rozpocząłem przed ponad 10 laty, będąc na tropie niewyjaśnionych historii związanych m.in. z próbą ratowania polskości i polskiego dziedzicowa w Brennej w czasie II wojny światowej...
Postawiłem sobie za punkt honoru by poprowadzić tę sprawę. Odszukać rodzinę Janka, skontaktować ich z niemiecką instytucją Arolsen Archives... Może uda się sprowadzićdoprowadzić do tego, iż do rodziny Jana Gaszczyka, a następnie do gmachu “Przytulii” - dawnego Domu Kat.-Ludowego, trafiła pamiątka związana z osobą, która przed 80 laty była duszą tego miejsca, jako lider Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej, organizacji, która gmach ten wybudowała i nim zarządzała. Uznałem, iż tego człowieka po prostu trzeba wyrwać "z mgły niepamięci", gdyż jako człowiek młody, zaledwie dwudziesto-trzydziestoletni, położył je na ołtarzu pracy społecznej, płacąc w czasie wojny najwyższą cenę za swe oddanie dla szlachetnych ideałów.
Polską (i śląską) specyfiką jest, iż postacie takie często nie doczekały się nigdy nagrody za swe zaangażowanie - i to z wielu powodów. Zarówno dlatego, iż totalitarne reżimy, nazistowski i komunistyczny, skazywały bohaterów tych na śmierć - i to podwójnie. Najpierw odbierając im życie poprzez fizyczną eksterminację. Następnie zaś niszcząc pamięć o nich, tj. wszelkie ślady ich działalności, przemilczając ich heroiczne życie i śmierć lub wręcz je deprecjonując i deformując. Taki los spotkał także wielu bohaterów z Brennej, w tym m.in. braci Jana oraz Franka Gaszczyków, których życie i śmierć zostały “zamilczane”, tak, iż ich zasługi, heroizm i dramat są dziś w rodzinnej wiosce zupełnie nieznane.
Niestety o Janku Gaszczyku zapomniała z czasem lokalna społeczność. Jego nazwisko nie figuruje na tablicy pamiątkowej ofiar wojny (117 osób) na cmentarzu w centrum wsi, a także we wszystkich publikacjach, w tym najważniejszej, pt. Ludzie zasłużeni dla Brennej i Górek (zawiera ponad 100 pozycji). Niestety nad jego pamięcią zapada cisza, przerywana jedynie szeptem bliskich, wspominających od czasu do czasu Janka oraz Franka - dwóch utalentowanych braci, którym nigdy nie było dane w pełni rozwinąć skrzydeł w pracy dla Polski, Śląska Cieszyńskiego i Brennej.
W życiu większych i mniejszych społeczności są jednostki, które zdecydowanie wybijają się ponad przeciętność. Postacie, które poprzez swoje zaangażowanie społeczne, pracę na rzecz wspólnoty nadają kierunek jej działaniom. Często ich pracy nie towarzyszy rozgłos, gdyż nie pracują dla społecznego aplauzu, a “dla idei”, ideałów w które wierzą. Takich postaci w dziejach poszczególnych większych i mniejszych społeczności jest sporo, choć nie zawsze mogą one liczyć na chociażby symboliczne “docenienie” - czy to za życia, czy też pośmiertnie.
Ponieważ o dojrzałości wspólnot ludzkich świadczą m.in. ich samoświadomość, przywiązanie i szacunek do korzeni, wspólnych tradycji i bohaterów, szczególnie tych którzy “cementują” daną wspólnotę, dając przykład pracy i poświęcenia na rzecz danej społeczności, warto byśmy o nich zupełnie nie zapomnieli.
Winniśmy im pamięć przede wszystkim dlatego, iż Ci młodzi ludzie złożyli szczęście i zdrowie, a w końcu życie na ołtarzu Małej i Dużej Ojczyzny. Janek Gaszczyk poniósł męczeńską śmierć, jako więzień obozu koncentracyjnego w ostatnich dniach wojny, miał wówczas 35 lat; Franek co prawda wojnę przeżył, ale jego stan zdrowia, mocno nadszarpnięty w czasie wojennej poniewierki, spowodował że zmarł mając zaledwie 38 lat.
Jednak to nie śmiercią, a swym krótkim życiem zasłużyli oni na pamięć. Jakie zatem są ich zasługi? Zajęło mi ponad dziesięć lat by się o tym przekonać....
O dwóch takich bohaterach, którzy "zapadli się pod ziemię".
Już ok. dekadę temu natknąłem się na życiorysy niezwykłych bohaterów - Janka i Franka Gaszczyk, nazwisko to i niezwykłe wspomnienia przewijały się w opowieściach osób, które niezwykle szanowałem i szanuję, m.in. SP naczelnika Władysława Hellera i SP Augustyna Holesky, którzy opowiadali, jakich nizwykłych rzeczy ci młodzi górale przed drugom wojną światową się podejmowali, zmieniając Leśnicę z jednaj z najbardziej zacofanych, w przodującą pod względem oświaty...
Wiedziałem też, iż kluczem do tej poznania opowieści o tych młodych ludziach jest rozszyfrowanie ich losów w czasie II wojny światowej, niestety miałem tylko strzępy informacji, które nie układały się w jedną całość.
Nie mniej wiedziałem, iż chłopcy ci dokonali czegoś niebywałego, zapisując się wręcz w historii regionu, jeśli nie kraju... Zapisalię się w dziejach jako osoby, które, by ratować arcycenny dla górali śląskich polski księgozbiór, zbudowali dlań podziemny schron- pierwszy w Beskidzie Śląskim bunkier partyzancki! Sam tylko ten jeden fakt sprawił, iż historię powinno się przypomnieć i rozsławić. Problemem był jednak brak materiałów, zapisków, świadectw etc. ...
Co o naszych bohaterach piszą w mądrych książkach? Bardzo mało. W zasadzie nic, włączając wszelkie prace historyczne poświęcone naszej wiosce. Wyjątkiem są dwie wzmianki, a więc kilka lakonicznych zdań w pracach prof. Michała Hellera, z których zaczęrpnąłem powyższą wiedzę.
Niestety naszych bohaterów nie uwzględniono w publikacji - "Zasłużeni dla Brennej i Górek", co było najpewniej wynikiem trudności w dotarciu do świadków i informacji na ich temat (jako że obaj bohaterowie zmarli młodo, bezdzietnie i zabrakło “strażników pamięci” o nich).
Jednym z niewielu śladów pisanych, jakie udało mi się dotej pory odkryć, były ofirowane mi przez autora, zachowane jedynie w maszynopisie wspomnienia Augustyna Holeksy. Ten zmarły przed kilku laty lokalny działacz, wspominając kuzynów podkreślał, że jako prości górale śląscy (absolwenci 7-klasowych szkół w Brennej, rzemieślnicy z zawodu), również oni wyróżniali się wielką inteligencją, zaangażowaniem społecznikowskim, kulturalnym i patriotyzmem - miłością do Polski, za co musieli w życiu dużo wycierpieć (co czyni ich życiorysy podobnymi do biografii Pana Augustyna). W swoich - zachowanych jedynie w maszynopisie - wspomnieniach tak o mich pisał:
"kuzyni mieszkający na Groniu wyróżniali się swoim patriotyzmem. Jan [jako więzień obozu koncentracyjnego został] wywieziony na roboty do Niemiec zginął w Hamburgu. Podobno w czasie bombardowania tego miasta palił się (Anglicy używali napalmu) i rzucił się do kanału portowego. On zabezpieczył i ukrył przed Niemcami, znaczną część księgozbioru z biblioteki katolickiej młodzieży, znajdującej się w Lokalu (obecna siedziba Gminnego Ośrodka Kultury). Jego młodszy brat Franek był poetą, pisał przepiękne wiersze o okolicznych wydarzeniach, o pięknie przyrody. W jego wierszach otaczająca przyroda radowała się i smuciła razem z ludźmi. Zmarł w młodym wieku, krótko po drugiej wojnie światowej”.
Zachęcony tymi odkryciami już dziesięć lat temu wyruszyłem na poszukiwania ukrytego gdzieś nad Świniorką, niemal na granicy Brennej, Wisły i Ustronia, bunkra, w którym mógł czekać nasz brenneński "Gral", ukryta biblioteka stowarzyszeń młodzieży...
Kim był Janek Gaszczyk?
Przy okazji poszukiwań bunkra i księgozbioru KSM, już wtedy zacząłem wypytywać wszystkich o braci Gaszczyków, by zebrac o nich maksimum informacji. Do wywiadów tych powróciłem nagle po telefonie do Żor.
Co rysowało się z odpowiedzi? Jan Gaszczyk był z zawodu krawcem, ale z pasji był wielkim społecznikiem i działaczem (prezesem Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej, założycielem świetlicy kulturalnej przy szkole na Leśnicy). Po wybuchu II wojny światowej, jako polski patriota zaangażował się w tworzenie antyhitlerowskiego ruchu oporu. Za swoją niezłomną postawę zadenuncjowany przez miejscowych działaczy nazistowskich i aresztowany. Więziony w Cieszynie, Oświęcimiu i Neuengamme koło Hamburga.
Jakie były jego dalsze losy? Rodzina przez dłuższy czas nie miała pewności, czy Janek przeżył wojnę i dlaczego nie wraca do domu. Jeszcze w rok-dwa po wojnie nikt w Brennej nie znał prawdy, o której musiał dopiero po jakimś czasie donieść jeden z jego "współtowarzyszy niedoli", bądź ktoś z Czerwonego Krzyża. Jak się miało okazać - wojny niestety nie przeżył. Według przekazu miał zginąć w czasie alianckiego bombardowania, skacząc do wody... Tyle udało się ustalić Mało, ale zawsze coś...
Książek brak, bunkra brak, o bohaterach niemal nic nie wiadkomo. Jakie życie napisało postscriptum do całej historii?
Zrządzeniem losu latem 2021 roku odebrałem telefon, który dał mi nadzieję, że sprawa nie jest zamknięta, że można ją jeszcze rozwiazać...
Nabrałem przeświadczenia , że to nie zrządzenia losy, a chyba Boska opatrzność chce, by przerwać, trwające od blisko siedemdziesięciu lat milczenie i przywrócić należną pamięć o zapomnianych bohaterach – Janie i Franciszku Gaszczykach. Pierwszym krokiem w tym kierunku powinny być kwerendy archiwalne i wywiady z członkami rodziny, które być może ujawnią szereg nieznanych faktów z życia zmarłych tragicznie postaci.
Ze zdwojoną siłą zabrałem się więc do pracy...
Jest przecież jakaś - chociażby mała - szansa, iż poszukiwania ujawnią dalsze ślady, pamiątki, zdjęcia, etc. związane z wspomnianymi postaciami. W ten sposób możemy upamiętnienić jedną z kluczowych dla odbudowy swej tożsamości postaci oraz przywrócić pamięć o jednym z jej największych bohaterów....
Warto spróbować odpowiedzieć na szereg pytań odnośnie życia młodego bohatera Janek Gaszczyk ...
Skoncentrujemy się na kilku najważniejszych: Co wiemy o jego przedwojennym zaangażowaniu? Jak to się stało, iż trafił on do obozu? Skąd 80 lat po wojnie odnalazła się bezcenna po nim pamiątka w postaci zegarka? Dlaczego i w jakich okolicznościach stracił życie, dosłownie w ostatnich dniach wojennej zawieruchy?
Cz. II: W poszukiwaniu odpowiedzi.
Co udało się ustalić na temat bohaterów Janka i Franka Gaszczyków, w wyniku trwającego ponad 10 lat śledztwa?
Obaj byli działaczami społecznymi zaangażowanymi w ruch Stowarzyszeń Młodzieży Polskiej (odpowiednik harcerstwa), kontynuując dzieło zapoczątkowane m.in. przez red. Karola Sabatha. To na barkach młodych Gaszczyków w latach 30. XX wieku spoczywał ciężar prowadzenia działalności kulturalnej i oświatowej we wsi. Animowali więc życie młodego pokolenia w Domu Katolicko-Ludowym, opiekując się m.in. tamtejszą biblioteką, liczącą wówczas już przeszło tysiąc woluminów organizując zawody sportowe (konkursy szachowe, narciarskie itd.), przedstawienia teatralne…
Bardzo mocno zaangażowani byli także w działalność oświatową w ich rodzinnej dolinie Leśnicy, która była dotąd uważana za najbardziej izolowany i zacofany zakątek wioski. Z ich inicjatywy w tamtejszej szkole założono Świetlicę, która dawała dzieciom szansę na zapoznanie się z kulturą, a więc literaturą, poezją, teatrem etc. Pamiątką tej działalności była okazała kronika, która jeszcze długo po II wojnie światowej przypominała o heroicznym i w pełni altruistycznym zaangażowaniu Janka i Franka Gaszczyków.
Gdy w 1939 roku wybuchła II wojna światowa, a Polska i jej dziedzictwo na Śląsku były zagrożone, bracia byli jednymi z pierwszych, którzy rzucili hasło do oporu, zachęcając do tego swoich przyjaciół i wychowanków. Janek Gaszczyk rozpoczął tworzenie siatki ruchu oporu, organizując broń, odbierając przysięgi etc. Najważniejszym dokonaniem braci Gaszczyków nie był jednak sabotaż czy walka orężna z okupantem, ale podjęcie próby ocalenia polskiego dziedzictwa w swojej rodzinnej wiosce.
Z inicjatywy młodych działaczy na terenie łąk należących do ich ojca zbudowano pierwszy (!) w Beskidzie Śląskim bunkier partyzancki. Jego przeznaczeniem nie było jednak zapewnienie schronienia „leśnym ludziom”, a polskim książkom (!), które w liczbie przynajmniej kilkuset udało się chłopcom przemycić w góry z - przeznaczonej przez Niemców do likwidacji biblioteki znajdującej się w “Lokalu” (dziś “Przytulii”). Książki te przechowywane w bunkrze „Między łąkami”, a następnie w ich rodzinnym domu przetrwały jeszcze blisko pół wieku w ukryciu nim ślad po nich zaginął (na przełomie XX i XXI wieku). W domu tym przez lata były troskliwie przechowywane także wiersze młodszego z Braci – Franka, utalentowanego poety, bodaj najzdolniejszego w dziejach Brennej.
Gdy obaj młodzi działacze już nie żyli rozproszyła się ich przebogata spuścizna materialna i duchowa. Trudne lata rządów komunistycznych nie sprzyjały kultywowaniu pamięci o bohaterach, którzy cierpieli w imię zasad i ideałów, za Boga i Ojczyznę.
Dziś w ramach akcji “#StolenMemory”(w wolnym tłumaczeniu: “Skradziona Pamięć”), niemiecka instytucja Arolsen Archives, stara się zwrócić takie pamiątki jak zegarki, biżuterię, dokumenty, etc., które naziści odebrali więźniom obozów koncentracyjnych (głównie obozu koncentracyjnego Neuengamme w Hamburgu). Wśród około 2.500 przedmiotów czekających na zwrot rodzinom znajduje się m.in. zegarek Jana Gaszczyka.
Jak przyznają przedstawiciele Arolsen Archives dla rodzin często przedmioty te są bezcenne. Dzięki nim wspomnienie i upamiętnienie stają się namacalne, gdyż często są to ostatnie badź jedyne ślady po ofiarach wojennej tragedii. Tym bardziej że często ich miejsca pochówku, śmierci (oraz ich okoliczności) nie są znane, dlatego też przedmioty te mogą mieć charakter “relikwii”. Pozostają jedynym łącznikiem pomiędzy nami żywymi - a tragicznie zmarłymi ofiarami.
Pięć dni do wolności, 50 minut walki o życie?
[Janek Gaszczyk był jednym z przeszło siedmiu tysięcy więźniów obozów koncentracyjnych, którzy zginęli w czasie bombardowania statków Arcona i Thiebleck w Zatoce Lubeckiej.]
Od połowy kwietnia 1945 r. więźniowie z obozu koncentracyjnego Neuengamme, Stutthof koło Gdańska i podobozu Fürstengrube w Oświęcimiu byli wywożeni w rejon Lubeki w wagonach towarowych lub pieszo w ramach marszów śmierci. Taki los spotkał 20 kwietnia 1945 r. 9000 więźniów obozu koncentracyjnego Neuengamme, którzy przewiezieni zostali do portu przemysłowego Vorwerker w Lubece.
Więźniowie zostali następnie umieszczeni an skonfiskowanych statkach w zatoce Lubeckiej, w pobliżu Neustadt, były to okręcy: Cap Arcona (4200 więźniów z obozu koncentracyjnego Neuengamme), Athen (2 000 więźniów) i Thielbek (2800 więźniów z obozu koncentracyjnego Stutthof) oraz na mniejszych łodziach (1600 więźniów).
3 maja 1945 r. rozegrał się dramat alianckiego bombardowania.
Więźniowie z Thielbek zdołali uratować się przed bombardowaniem na lądzie, ale zostali tam rozstrzelani przez odddziały SS i Volkssturm. W dniach po bombardowaniu ciała płynęły na plażach Zatoki Lubeckiej od Grube do Wyspy Poel, w tym w Sierksdorf, Haffkrug i Scharbeutz, i zostały pochowane w kilku miejscach. Ciała ofiar wyływały jeszcze przez kolejne dziesięć lat...
Podobny, równie okrutny los, jak Janka spotkał wielu więźniów, m.in. Mieczysława Borowca, który również zginął w katastrofie i został pochowany w tej samej wiosce Sierksdorf. Jego rodzina do dziś nie otrzymała pamiątek po bliskim, które przetrwały w archiwach niemieckich. Prawdopodobnie nigdy nie poznała prawdy o jego losach, miejscu pochówku, czy pozostawionej spóściźnie, która ciągle czeka na przekazanie do Polski i przywrócenie pamięci zmarłego Mieczysława Borowca.
Odszukać miejsce spoczynku bohatera!
Janek zginął 3 maja 1945 roku - to wiemy na pewno. Niestety nie znamy żadnych szczegółów. Czy zdołał skoczyć do wody? Raczej tak. Czy podjął próbę dopłynięcia do brzegu? Nie wiemy czy chociaż to było mu dane.
Woda w Bałtyku była wówczas bardzo zimna i przemęczeni, wygłodniali więźniowie mieli bardzo małe szanse by przetrwać w niej więcej niż kilkadziesiąt minut. Tymczasem od lądu dzieliła ich odległość ok. 3 kilometrów. Wielu nie mogło nawet marzyć o tym by popłynąć w stronę brzegu. W chaosie ówczesnych wypadków wielu z nich, w panice, bądź dla tego, iż nie umieli pływać mimowolnie wciągnęło pod wodę współtowarzyszy niedoli. Inni w akcie desperacji podpływali do barek i statków ratunkowych, które starały się wyłowić niemieckich żołnierzy i marynarzy i SS-manów. Wszyscy więźniowie, którzy zbliżyli się do tych statków zostali zmasakrowani strzałami z broni maszynowej. Dosłownie garstka więźniów zdoałała dopłynąć czy dotryfowć brzegu.
Janek najpewniej zginął więc jak znaczna część więźniów pod wodą (pozostała część spoczęła w palącym się i częściowo zatopionym wraku okrętu). Część z nich spoczęła na dnie Bałtyku, jednak ciała niektórych w kolejnych dniach i tygodniach, niesione falami,wypłynęły na brzeg Zatoki Lubeckiej. Znajdowani masowo w pierwszych miesiącach po katastrofie nieszczęśnicy byli chowani anonimowo w masowych grobach na pobliskich plażach i w głębi lądu. Łącznie w ten sposób pochowano ok. 3 tysięcy więźniów. Praktycznie żaden z nich nie spoczął w imiennym grobie, gdzie mógłby być odszukany przez bliskich.
Choć Janek zginął, tego dnia, jego los był nieco inny, niźli setek jego współtowarzyszy. Los nie pozwolił zaginąć mu zepełnie w otchłani Bałtyku. Jego ciało musiało dotrzeć do brzegu i znalezione przez dobrych ludzi zostało pochowane w sposób godny. Tym samym Janek miał coś na co nie mógł liczyć właściwie żaden z 7 czy 8 tysięcy jego współtowarzyszy niedoli, którzy utonęli w otmętach morza, bądź zostali zastrzeleni przez żołnierzy niemieckich. Janek miał gób z krzyżem, na którym oznaczono jego przypuszczalny wiek - 25 lat i datę śmierci - 3.05.1945 rok.
Janek
Janek Gaszczyk spoczął na cmentarzu dla obcokrajowców ("Auslanderfriedhof") w Sierksdorf, w powiecie Oldenburg. Został pochowany wśród rzędów grobów dziecięcych, często kilkumiesięcznych dzieci. Spoczął jako osoba pierwsza w drugim rzędzie. Wnioskując z dostępnych danych był jedyną osobą, która zmarła 3 maja 1945 roku, pochowaną pierwotnie na tym cmentarzu, tj. pomiędzy 2 czerwca 1945 a 21 marca 1946 roku.
Analizując układ cmentarza i czas powstawania nagrobków można stwierdzić, iż Janek został pochowany dokłanie pomiędzy 23 lipca 1945 roku a 19 sierpnia 1945 roku. Można więc przypuszczać, iż właśnie wtedy jego ciało zostało odkryte na plaży, a następnie pochowane. Niestety nie wiemy tego z całą pewnością, gdyż nie ma na to żadnych dokumentów.
Co natomiast wiemy? Dzięki zeznaniom miejscowych Niemców wiemy, jak wyglądała sytuacja w Sierksforf w maju i kolejnych miesiącach.
np. Franza Bergmanna zeznał, że na początku sierpnia 1945 roku polecono kilku grupom Niemców, zwieźć wyrzucone na brzeg zwłoki i pochować. Jego grupa przywiozła 7 sań skrzyniowych, na których spoczywało po 5 ciał. Spośród tych 35 zwłok 33 zwłoki miały na sobie "tylko to, co pozostało z pasiaków", a tylko 2 zwłoki pełny niemiecki mundur Wehrmachtu. Ciał tych jednak nie badano i identyfikowano i złożono we wspólnej mogile.
Poza tym około 100 ofiar katastrofy porozrzucanych było w mniejszych mogiłach na plażach i na roli burmistrza , który zapisał się w historii powojennych Niemiec jako jeden z niechlubnejszych polityków. Dlaczego? Prasa pisała, iż pod koniec 1949 r. wyszło na jaw, że były burmistrz Detlef Ploen (CDU) na swoich gruntach rolnych nazywanych „Drei-Angel-Acker” uprawiał kapustę i owies. Nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie to, iż wiedział on, że zlaedwie kilka lat wcześniej (od maja do sierpnia 1945 r.) chowano w tym miejscu zmarłych z Cap Arcona, w liczbie 89 sztuk. Ploen, postawiony w ogniu niewygodnych pytań, zrezygnował ze swojego stanowiska". https://www.spiegel.de/politik/in-diesem-jahre-weizen-a-d003a9e3-0002-0001-0000-000044439291).
Zwłoki zostały ponownie zakopane na grucie burmistrza Ploen, k. wiaduktu kolejowego pod dębami. Po wybuchu skandalu z tym, iż działkę tę obsadził z myślą o zbiorach jej właściel, przeprowadzono ekshumacje, które pozwoliły zidentyfikwać kilka osób. Ekshumacje miały miejsce m.in. 30 marca 1950 r. (Z tego wydarzenia pochodzą najpewniej zachowane do dziś zdjęcia prezentowane poniżej).
Zwłoki przeniesiono na cmentarz dla obcokrajowców w w Sierksdorf. Cmentarz znajdował się nad morzem.
Cmentarz ten, sądząc po planie z 1947 roku i zdjęciach był zadbany, wówczas leżało nań 29 Polaków, Francuz, 3 osoby anonimowe, w tym dwie, które określono jako "ofiary obozu koncentracyjnego" [KZ Opfer]" oraz jeszcze więcej niezidentyfikowanych więźniów obozu, dla których przygotowano 9 masowych mogił.
Dzięki odnalezionym dokumentom znamy tożsamość 26 nazwisk osób tam pochowanych, w tym Janka Gaszczyka. Udało sie odnaleźć łącznie jak dotąd 4 cenne dokumenty dotyczące cmentarza:
- wykaz pochowanych nań ofiar z roku 1946 (sporządzona przez przedstawiciela Gminy Sirksdorf),
- wykaz grobów cudzoziemskich z ok. 1950 (sporządzona przez władze powiatowe: Wykaz wszyskich polskich grobów uwzględnia ok. 215 nazwisk, tylko jedno z datą 3 maja 1945.)
- Plan cmentarza z końca 1947 roku.
- Fotografie z ekshumacji przeprowadzonych ok. 1954 roku.
Nie wiadomo co stało się z miejscem tym w ciągu blisko 80 lat! Dziś w Sierksdorf nie ma śladu po Auslanderfriedhof. Podaje się, iż do 1954 r. znajdowało się na cmentarzu Sierksdorf, obok hotelu Seehof groby ok. 100 ofiar katastrofy. W tymże roku groby te zostały ekshumowane i pochowane ponownie ponownie na zbiorczym cmentarzu ofiar katastrofy Cap Arcona na obrzeżach Haffkrug, miasteczka położonego ok. 3 kilometra na południe (zob.: https://de.wikipedia.org/wiki/Ehrenfriedhof_f%C3%BCr_die_Toten_der_Cap_Arcona-_und_Thielbek-Katastrophe#cite_note-3)
Ok. 100 ciał z Sierksdorf miano przenieść w 1954 roku na cmentarz zbiorczy do sąsiedniej miejscowości Scharbeutz-Haffkrug, gdzie powstał "Ehrenfriedhof Cap-Arcona".
Wówczas (21 maja 1954 r.) ponownie pochowano zidentyfikowanych na cmentarzu wojennym w Scharbeutz-Haffkrug-Neukupplung-Gleschend. Nekropolia ta to cmentarz honorowy poległych z katastrof Cap Arcona i Thielbek. Powstał w 1950 r. jest największym z cmentarzy Cap Arcona. Spoczywa na nim ponad tysiąc z około 8000 ofiar. Umiejscowiony jest w bukowym lesie, z którego jeszcze przed pół wieku było widać zatokę i miejsce zbombardowania statków. Dziś otoczony jest ruchliwymi drogami, które odcięły go zupełnie i odizollowały od morza i okolicznych miejscowości.
Wykaz wszyskich polskich grobów na tym cmentarzu ( i innych w okolicy?) uwzględnia ok. 215 nazwisk, tylko jedno z datą 3 maja 1945. Z zebranych odtychczas danych wynika, iż Janek Gaszczyk był jedyną ofiarą katastrofy w zatoce Lubeckiej, która doczekała się godnego pochówku!
Nie mniej ślad po naszym bohaterze i jego miejscu pochówku urywa się ok. 1954 roku. Nie wiemy czy faktycznie jego zwłoki zastały ekshhumowane i i przeniesione na cmentarz honorowy poległych z katastrofy Cap Arcona. Przede wszystkim zaś nie wiadomo więc gdzie leży nasz bohater?
Naszym zadaniem jest zrobić wszystko, co w naszej mocy, by ustalić gdzie ostatecznie spoczął nasz bohater, by z czystym sercem oddać mu hołd, a następnie przywrócić należną pamięć!
Czy ktoś jest w stanie pomóc i spróbować odnaleźć obecne miejsce spoczynku bohatera?
JAN GASZCZYK
Ślązak - Góral - polski patriota
* 2.01.1911 Brenna, Śląsk Cieszyński
✟ 3.05.1945 Zatoka Lubecka, Morze Bałtyckie
⌂ Miejsce spoczynku: Sierksdorf, region Szlezwik-Holsztyn
BOHATER CZASU POKOJU
- Pochodzi z ubogiej rodziny góralskiej "z Gronia" w Brennej Leśnicy.
- Z zawodu krawiec, bez formalnego wykształcenia.
- Animator społeczny i kulturalny, wielki humanista, miłośnik literatury i teatru.
- Prezes Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej w Brennej.
- Założyciel świetlicy kulturalnej przy szkole w Brennej Leśnicy
- Człowiek ogromnych zasług, po których pamięć w II poł. XX wieku zaginęła wraz z materialnymi jej śladami, m.in. kronikami obu organizacji.
BOHATER CZASU WOJNY
- Zakłada lokalną komórkę ruchu oporu w Brennej, gromadzi broń, prowadzi akcje sabotażu.
- Tworzy pierwszy w Beskidzie Śląskim bunkier partyzancki, ukrywa w nim przed okupantem kilka tysięcy polskich książek.
- Odbiera od młodzieży przysięgi na wierność Polsce; odmawia podpisania Volkslisty.
- W 1941 r. zostaje wysłany na roboty przymusowe do Kędzierzyna.
- W 1942 r. jako nieugięty Polak zostaje zadenuncjowany i aresztowany.
- Trafia do obozów koncentracyjnych w Oświęcimiu i Neuengamme koło Hamburga.
- W kwietniu 1945 r. ma miejsce ewakuacja obozu przez SS. Więźniowie trafiają na okręty w Zatoce Lubeckiej.
- Na 5 dni przed końcem II wojny światowej, dochodzi do tragedii - alianckie lotnictwo bombarduje okręty Arcona i Thiebleck z ponad 6 tys. więźniów na pokładzie. Statki płoną i idą pod wodę. Więźniowie giną niemal co do jednego.
- Janek ginie, jak przypuszczano, skacząc do morza. Umiera w wieku 33 lat.
- Morze wyrzuca jego ciało na brzeg. Zostaje odnalezione, zidentyfikowane i pochowane. Spoczywa w Sierksdorf, k. Oldenburga na cmentarzu nad brzegiem Bałtyku.
- Jako jeden z nielicznych z grona 6 tys. więźniów Janek otrzymuje krzyż opisany jego imieniem i nazwiskiem. W kilka lat po pochówku cmentarz zostaje zlikwidowany.
- Obecne miejsce spoczynku Janka nie jest znane
oprac. Wojciech Grajewski
Linki
Świadectwo czasu pokoju
[zaangażowanie społeczne - tekst]
Świadectwo czasu wojny
[zaangażowanie w pracę konspiracyjną - tekst]
Więzień nr O 66641 / N 18808
[losy wojenne - tekst]
Komentarze
Prześlij komentarz